wtorek, 9 listopada 2010

Kigali day..Sunday

W niedziele pojechaliśmy do kościoła do Kigali. Byliśmy zaproszeni przez biskupa, jako że jesteśmy nowymi przybyłymi (ja i Jereda) na misje do sierocińca. Biskup oczekiwał, że podczas spotkania każda z nas powie kilka słów o sobie...czyli to co tygryski lubią najbardziej. Jako że uwielbiam publiczne wystąpienia, byłam podekscytowana że będę miała swoje pięć minut..niektórzy z was ,wiecie o czym pisze;). Oczywiście jak przybyliśmy zaraz zaprowadzono nas do pierwszego rzędu...nie było drogi ucieczki. Spotkanie trwało prawie 4 godziny. I nie widziałabym w tym wielkiego wyzwania, gdyby nie fakt że nie rozumiałam prawie ani słowa. Spotkanie nie jest podobne do tych na których bywałam. Rzeczy się działy, przed moimi oczami śmigali ludzie ubrani w ciuchy o najróżniejszych kolorach i krojach. Prawdziwy pokaz mody. Kobiety przyozdobione w kolczyki i naszyjniki, a im więcej biżuterii tym lepiej. Patrząc na takie cuda zmienia się pogląd na to ile błyskotek jesteś w stanie unieść nie obrywając uszu czy nadwyrężając szyi. W kościele był chłopak, który miał być naszym tłumaczem, ale zważywszy na to że w międzyczasie grał na perkusji i prowadził uwielbienie, mimo chęci nie mógł być w dwóch lub trzech miejscach na raz. Ale i tak świetnie mu szło. Na samym początku Serena uprzedziła mnie że będzie naprawdę głośno...i miała racje. Ponad 2,5 h muzyki, śpiewów i tańców. To było fantastyczne, i rzeczywiście bardzo głośne. Różne grupy „wiernych” wychodziły na środek śpiewając i tańcząc jakąś piosenkę. W pewnym momencie pewna olbrzymia czarna „mama” w prześlicznej sukience o kolorach tęczy wyciągnęła mnie na środek do tańca. Ale była zabawa, wmieszałam się w ten mały tłum..o dziwo nie czując większego skrępowania..poczułam te ich afrykańskie rytmy...miałam wrażenie że gdyby nie to, że jestem muzungu (biały człowiek) nic by nas nie różniło;).Prawie przez cały czas na środek wychodził mały chłopiec który jak dla mnie tańczył pierwsza klasa. Poruszał tymi swoimi bioderkami i machał rączkami i nóżkami jak „elastyna” z Iniemamocni. Dobrze się na niego patrzyło. Po tańcach i śpiewach przyszedł czas na moje pięć minut. Poproszono nas byśmy wyszły na środek. W momencie kiedy Isaac powiedział „and her name is Wiola” w głowie miałam totalną pustkę, biała kartka. Co ja mam im powiedzieć..wydawało mi się że przeżywam dejavu, bo ta właśnie chwila przypomniał mi dzień sprzed jakiś 10 lat kiedy byłam w podobnej sytuacji, tyle tylko że stałam z mikrofonem na ulicy. Dziesiątki oczu wlepiły się we mnie oczekując na choćby słowo. W tym momencie żałowałam że w kościele był „człowiek orkiestra” tzn nasz tłumacz, bo może gdyby go zabrakło nie byłoby sprawy...trochę żartuję ;) Nie było to aż TAAAKIEEE straszne. Tak czy inaczej, jakoś poszło i nawet zebrałam oklaski ;) Po uwielbieniu przyszedł czas na kazanie. Henry (tłumacz) usiadł w środku naszej 5 osobowej grupy i tłumaczył. Przyznaję że nie wiele zrozumiałam..ale to co zrozumiałam wystarczyło by zainspirować mnie i zachęcić do tego by być cierpliwym i wiernym w małym, ale wciąż oczekując na duże ;). Po nabożeństwie pojechaliśmy do miasta zjeść lunch i jak to zwykło być podczas jazdy samochodem ulicami Rwandy, jechałam ze świadomością że wracam do domu...do końca nie wiedząc do którego domu dotrę..ziemskiego czy już tego w niebie ;). Dojechaliśmy do sierocińca. Wieczorem mieliśmy karciany wieczór. Cała nasza piątka przez około dwie godziny grała w UNO. Wyłączyli prąd, ale my z latarkami czy też czołówkami siedzieliśmy twardo przy stole grając i zajadając się David sunflower seeds. Na opakowaniu słonecznika widnieje napis: Eat Spite Be Happy, i tak też było. W pewnym momencie Isaac przypomniał sobie że jak był chłopcem miał kolegę z Rosji, który nauczył go polskiego rapa. I nagle zaczął rapować...śmiałam się do łez..zresztą nie tylko ja. To było zaskoczenie, zresztą posłuchajcie sami ;)

p.s. jak ja mam dodać plik wideo???help

4 komentarze:

  1. Miłośc Boga jest wszechobecna i wielka, odczuwamy ją na każdym kroku, nawet w Twoim poście!
    Ach jak sie cieszę że Cię czytam! Uściski:)

    Ps. Mozesz wrzucić plik na facebook?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Założę się, że najwytrwalszym i bezlitosnym graczem w taktyczno-strategiczną grę UNO była nigdy-niepokonana-w-planszówkach-zwłaszcza-w-Osadników... Wioleta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamieszczanie wideo: w pulpicie nawigacyjnym twojego blogu wchodzisz w zakładkę UMIESZCZANIE POSTÓW, dalej w EDYCJE (jeżeli chcesz dodać wideo do tekstu) lub w NOWY POST (jeżeli chcesz dodać wideo na czysto) i na górze, w nagłówku tabeli w której edytujesz posty, znajdują się dwa przyciski (między ikonkami ABC i gumką): ten wyglądający jak zdjęcie służy do wklejania zdjęć zaś drugi, podobny do taśmy filmowej - do wklejania wideo :-). Gud lak!

    OdpowiedzUsuń
  4. O, poza Osadnikami jest też podobno świetna gra planszowa "Ryzyko", którą kupiłem za 49 zł, bo się ciachnęli zamiast 149 okleili ją o stówę mniej:)

    OdpowiedzUsuń