sobota, 25 października 2014

W podróży

W środę 20 Sierpnia wstałam wraz że słońcem, by wczesnym rankiem złapać autobus z Maputo Mozambik do Johanesburg, RPA. Teoretycznie, przemierzenie dystansu pomiędzy tymi dwoma miastami nie powinno zajać wiecej niż 9-10h. No chyba że autobus się "rozkraczy" w połowie drogi...co jak myślałam nie zdarzy się w Afryce Południowej... Jak się okazało byłam w błędzie...południowa czy północna...Afryka to Afryka. Już po drugiej stronie granicy, autobus zatrzymał się w szczerym polu, z kilkoma chatkami na krzyż. Godziny mijały jedna po drugiej wprawiajac pasażerów w zniecierpliwienie. Wkońcu, będac znudzona siedzeniem na drodze, zaczęłam zaczepiać dzieciaki, które zbiegły się wokół nas. Po około 5 godzinach poinformowano nas, że ten autobus nie ruszy I że czekamy na nowy, który jest w drodze. Po kolejnyh 2 godzinach kontynuowaliśmy nasza podróż.
W drodze do Johanesburga...
Do Johanesburga dotarłam po północny zamiast o 4 popołudniu, zdecydowałam więc udać się na lotnisko, gdzie przez kolejne 14h czekałam na mój lot. Na szczęście Mugg&Bean jako jedyna restauracji na całym terminalu była otwarta, więc przez kilka godzin spijałam herbaty I kawy, próbujac nie uderzyć głowa o blat stołu. Gdy lotnisko, zupełnie nagle wypełniło się ludźmi, przylatujacymi I odlatujacymi z I do wszystkich zakatków świata zaczęłam krażyć po terminalu. Gdy w końcu usiadłam na ławce, starsza Pani usiadła koło mnie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że w momencie gdy zajęła miejsce koło mnie, usłyszałam Tatę "Wiola, zrób jej masaż stóp"! Haha podczas gdy Nieznajoma, wierciła się w poszukiwaniu wygodnej pozycji, ja miałam powżna knowersacje z Tata. Nawet dla mnie, szalonym pomysłem wydawało mi się ugniatanie stóp nieznajomej starszej pani. "Jeśli naprawde chcesz bym to zrobiła, potrzebuje jakieś zachety, znaku..."mówiłam. I wtedy starsza pani sięgnęła do torebki I wyciagnęła mała foliówke z szmatka. Nie myślac za wiele zwróciłam się do niej " Przepraszam, Bóg powiedział mi bym zaoferowała Pani masaż stòp." Zapomniałam dodać że obok niej siedziała kolejna kobieta. Przez chwile obie one patrzyły na mnie z tym dziwnym wyrazem twarzy, po czym starsza pani powiedziała " Jesteś zesłana z Nieba. Właśnie wysiadłam z samolotu I po wielu godzinach lotu, moje stopy sa spuchnięte I obolałe. Masaż byłby pomocny". Wzięłam więc szmatkę, która wyciagnęła ona przed momentem, I schłodzona zimna woda, użyłam do masażu. Podczas tych może 15-20 minut, miałam swietna knowersację z obiema paniami. Ta sytuacja dała mi dużo do myślenia...tak często bowiem, mowię, że dla Taty zrobiłabym wszystko, oddałabym wszystko, I oto nadarza się okazję by zrobić tak niewiele, oddać co najwyżej dumę, opinnię nieznajomych...a mimo wszystko zmagałam się przez moment by posłuchać głosu, który tak kocham. Posłuszeństwo jest lepsze niż ofiara, I czasami wygłada Ono jak masaż stóp :)
Gdy nadszedł czas mojego lotu, najpierw poinformowano nas, że lot jest opóźniony, po czym po kilku godzinach, że jest odwołany. Pasażerowie nie byli zadowoleni, zwłaszcza grupa żydów, która dała pracownikom lini wyraźnie do zrozumienia, że z powodu szabatu nie moga ONI podróżować dnia nastepnego. Cześć podróżowała, a cześć nie...obchodzili Sabat w hotelu, w ktorym zakwaterowali wszystkich z odwołanego lotu. Dla mnie osobiście, to było to błogosławieństwo...48h na nogach, mogłam wkońcu wziac goracy prysznic I spać w łóżku. Piatek rano, udałam się z powrotem na lotnisko, złapać mój lot do Kenii. Moje samopoczucie nie było najlepsze...czułam się chora I chyba tak wygladałam, bo na lotnisku nieznajomy podszedł do mnie z Aspiryna w reku I powiedział że mi się bardziej przyda. Miałam wrażenie że przeżywam déjà vu, gdyż po raz drugi mój lot został odwołany. Niektórych pasażerów ogarneła furia...ja natomiast zaczęłam się poważnie zastanawiać czy nie zaadoptować jednej z bramek na mieszkanie...przypomniał mi się bowiem film Terminal. Po wielu godzinach w końcu udało mi się zmienić bilet i po północy zasiąść w samolocie. W sobotę po południu dotarłam do Kisumu, podczas gdy moje walizki zdecydowały się zwiedzić Etiopie...okazało się bowiem ze w tym całym zamieszaniu mnie wysłano do Kenii a moje walizki do Addis Ababa. Po kilku dniach ikonę dotarły do Kisumu :) W tym całym zamieszaniu nauczyłam się, ze nie ma co się spinać i denerwować, Tata ma wszystko po kontrola. Tych którzy lubią przygody, zapraszam na wyprawę...:)