Miesiące mineły w mgnieniu oka, a ja po trzy miesięcznej wizycie w rodzinnym domu poraz kolejny wróciłam do... domu. To może brzmi dziwnie, ale tak właśnie się czuję w tym miejscu, co prawda z niezrozumiałą kulturą, w której obsługa klienta jest im tak obca jak obce jest doświadczenie mrozu ,gdzie naturalnym zjawiskiem jest okazywanie sobie przez mężczyzn czułości/przyjaźni poprzez trzymanie się za ręce czy też przytulanie się w miejscach publicznych, natomiast gwiżdżącą kobietę uznaje się za prostytutkę. W miejscu z niezrozumiałym językiem, w którym nie występuje słowo „natychmiast” jak również jego synonimy, ale jednak z poznanymi mi ludźmi, 60-tką Wspaniałych, otoczeniem, które jest bogate w zapachy, kolory i krajorazy zawsze zielonych wzgórz...
Podczas mojej nieobecności w sierocińcu zaszło wiele zmian. Dookoła terenu pojawiło się ogrodzenie, które w środku skupia wszystkie budynki plus pole i ogród wokół których nie było wcześniej żadnej siatki. Ten fakt powoduje, że nasza ostatnia żywa koza (dwie śmiertelnie zachorowały,z czego jedna z niewielką pomocą Isaaca i Rugamby) panoszy się po całym terenia jak królewna, oddając kał i mocz gdzie jej się żewnie podoba, co nie ukrywam, czasami mnie irytuje, a zwłaszcza gdy na moich oczach Elias poślizgując się upada prosto w odchody. Chociaż pozostanie pośród żywych nie zawsze jest takie miłe i przyjemne dla naszej „Ocalałej”. Myślę, że chwile w których Gilber (w roli szalonego 'ujeżdżacza” koni), próbuje ujeżdżać kozę, pozostawią lekką traume na długo, a na pewno do czasu aż przestanie kuleć po tym afrykańskim rodeo . Nasza krowa ocieliła się i jak wcześniej nie dawała mleka w ogóle teraz daje go około 10 litrów dziennie. Nasza świnia „Christmas” zrealizował swoje powołanie i został skonsumowany podczas świąt Bożego narodzenia, pozostaiając po sobie sporo potomstwa, gdyż obie maciory porodziły łącznie 11 prosiaków. Mamy też psa Halle, na myśl którego na początku miałam „mieszane” uczucia, a który okazał się całkiem miłym szczeniakiem.
Z bardziej egzotycznych zwierząt, mamy kilka kameleonów, które jak się okazuje żyły pośród nasz przez cały ten czas. Jak do tego doszliśmy...Otóż pewnego dnia Isaac znalazł kameleona - bardzo chciał mieć jednego więc był przeszczęśliwy. Radość ta była jednak krótka, gdyż kameleon postanowił zwiać...Zrozpaczony Isaac powiedział dzieciakom, że ma nagrodę dla tego, kto odnajdzie uciekiniera. Po krótkim czasie, na zewnątrz słychać było wrzawę i krzyki dzieciaków „Papa Isaac! Papa Isaac”...znalazła się zguba. Za chwilę po raz kolejny dzieciaki zdzierały gardła, krzycząc „papa Isaac!”- znalazły drugiego. Historia ta powtórzyła się jakieś 5 razy...Tym sposobem byłby dni, kiedy mieliśmy do 6 kameleonów, które mieszkały sobie w okolicach domu. W chwili obecnej zostawiliśmy sobie jednego, którego Isaac nazwał Skiter od Moskito
Jak ja lubię jak Tata mówi do mnie przez codzienne zwykłe sytuacje, relacje międzyludzkie przypominając mi o ważnych rzeczach, prawdach o których tak często zapominam, jak np. o tej, że kto szuka ten znajdzie. Świetne w powyższej historii też jest to, że część dzieciaków nie wiedziała że kameleony żyją pośród nas...ale zdobycie nagrody było tak wielką motywacją, że nie widząc gada wcześniej na oczy w naszych okolicach i tak szukały go pośród krzaków, drzew i wysokiej trawy na terenie całego sierocińca...i znalazły ;) Pomyślałam sobie, że kiedy mamy obiecaną nagrodę, pobudza to w nas wiarę by spodziewać się tego czego się nie widziało i determinację do tego by mimo wszystko szukać igły w stogu siana, mając pewność że gdzieś tam jest skoro została za to wyznaczona nagroda...pytanie jest...czy wierzymy że jest nagroda dla tych, którzy dokończą biegu?
Pewnego dnia, siedziałam sobie przed domem, gdy nagle usłyszałam jak Mamy(jedna z dziewczynek) płacze w niebo głosy. Wyszłam by zobaczyć co się stało, wracała ona ze szkoły z zakrytą twarzą. Nie do końca potrafię sobie wyobrazić jak to mogło się stać, ale powodem jej rozpaczy było spotkanie pierwszego stopnia z wężem (prawdopodobnie kobra „plująca”), który plunął jej swoim jadem na twarz (odcinek drogi do szkoły jest wzgórzysty, więc jest prawdopodobieństwo że gad mógł być na poziomie jej głowy). Zaprowadziłam Mamy do Olive (mamki która zajmuje się opatrzaniem ran), gdy po chwili usłyszałam płacz Immaculee, która jak się okazało również stała się ofiarą tego zdarzenia, jako że szła tuż przy Mamy. Twarze i oczy obu dziewczynek bardzo spuchły, usta wyglądały jak po liftingu więc Papa Jo zawiózł obie do człowieka z okolicznej wioski, który specjalizuje się w wężach i z którego pomocy podobno korzysta przychodnia. „Wężokolog” zrobił jakąś miksturkę z ziół i podał dziewczynką. Te zażyły lek i po powrocie do domu resztę dnia przeleżały w łożkach. Na drugi dzień wyglądały i czuły się tak jakby nigdy nic się nie stało...widać gościu naprawdę zna się na rzeczy. Ostatnio widziałam też jedną z naszych starszych dziewczynek Francine, która w kuchni wyciągala z ognia jakieś zielsko, którym potem okładała swoją opuchniętą dłoń...No cóż, w wykorzystywaniu naturalnego dobra kóre nas otacza, śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy sto lat za murzynami.
Bardzo lubię obserwować dzieciaki. W ostatnią niedzielę Gilbert wywijał sobie uszy na zewnątrz, co w efekcie końcowym sprawiało wrażenie jakby końcówki były obcięte. Oczywiście siedzący po obu jego stronach Jean Cloude i Shema też tak chcieli...więc wywijali sobie uszy na różne sposoby: na sucho, na ślinę, na gwoździa, trzymali je wygięte przez dłuższą chwilę z nadzieją że tak im już zostaną – bez skutku więc wkońcu sie poddali...zabawnie było ich obserwować...Tak samo przyjemnie było obserwować reakcje wszystkich podczas jednego z family time, kiedy rozdałam dzieciakom i mamkom długopisy czterowkładowe, które przywiozłam ze sobą. Ale była radość...koncepcja kilku rzeczy w jednej była im nieznana, więc radość ta była połączona z zadziwieniem. Fascynacja malowała się szczególnie na twarzy mama Faida, która wzniosła swój długopis pod światło, oglądając go z otwartą buzią tak, jakby odkryła Amerykę.
Pozdrawiam was ciepło i do następnego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz