poniedziałek, 21 stycznia 2013

Afryka ciąg dalszy

Zaczynam mieć podejrzenia ze czas w Afryce upływa szybciej. Nawet nie wiem kiedy, dwa miesiące minęły mi jak jeden dzień. Nie jest dobrze zaniedbywać się z pisaniem, bo teraz nie wiem od czego zacząć...
Cały czas w Rwandzie był niesamowity, począwszy od powitania mnie na lotnisku przez dzieciaki, po Święta, Nowy Rok, aż do dzisiaj, mojego ostatniego dnia w sierocińcu. Pobyt ten różnił się bardzo od poprzednich, nie tylko dlatego że misjonarze z którymi mieszkam są nowi, a w zasadzie co miesiąc zmieniali się dyrektorzy, z tymczasowych na nową rodziną która przejęła obowiązki od nowego roku. W relacji z dzieciakami wystartowałam z nowego miejsca, miejsca zaufania i akceptacji. Coraz bardziej odkrywam, że gdy wiesz kim jesteś zaczynasz chodzić w tej niezwykłej wolności. Wolności do tego by służyć innym. Koncepcja jeszcze nie zrozumiana przez nich, wciąż spotyka się z zadziwieniem, że mimo tego iż nie muszę, robię. Piorę ubrania dzieciaków, podlewam ogród, noszę kompost na pole, pomagam w kuchni, prasuje uniformy szkolne, a każda z tych czynności zajmuje godziny bo dotyczy 60 osób. I chociaż z jednej strony wydawałoby się że mogłabym robić dla nich coś pożyteczniejszego, to jednak wiem że te codzienne czynności, które dają mi możliwość zrozumienia i utożsamienia się z nimi, przyniosą zmianę i zrozumienie tego, że im większym chcesz być tym bardziej stajesz w pozycji sługi, nie dlatego że musisz ale dlatego że chcesz. Miejsce to wcale nie będzie podyktowane, niskim poczuciem wartości, ale fundamentem będzie miłość i zrozumienie tego kim są.
W grudniu miałam urodziny, które tym razem chciałam świętować z wszystkimi. Dlatego kupiłam pączki dla wszystkich domowników i pracowników sierocińca by przy wspólnym „stole” skonsumować je przy afrykańskiej herbacie. Ku mojej wielkiej niespodziance, poza stosem laurek, liścików i życzeń dostałam prezent, wielki kosz pełen owoców i jajek ozdobiony biało-czerwoną kokardą, która od razu skojarzyła mi się z Polską.
Święta minęły nam świetnie, uczta była wyśmienita – mamki spisały się na medal, dzieciaki były zadowolone z prezentów. Dwie paczki, które wysłałam tuż przed wyjazdem doszły na czas, dlatego piórniki i resztę prezentów, które to wy zakupiliście kochani znalazły się w paczkach świątecznych i sprawiły wiele radości. W niedzielę przedświąteczną zorganizowaliśmy paczki dla ludzi z wioski, która jest tuż obok boiska na którym co niedziele gramy w piłkę nożną. Walizka ubrań plus ponad 40 nowiusieńkich koszulek, zasponsorowanych przez Ashera, wolontariusza, który w tym czasie nas odwiedzał. Wielka torba maskotek, ponad 100 bułek, paczek ciastek i lizaków, tym wszystkim błogosławiliśmy wszystkich, którzy zebrali się gromadnie wokół nas. Nie jestem w stanie opisać tego jak się czułam zatrzymując się dla każdego dziecka z osobna, by spojrzeć mu w oczy, zapytać o imię i włożyć na nie koszulkę, by czasem nikt nie zabrał mu jej w drodze do domu. To był niesamowity czas. Po całej akcji, która odbyła się bez żadnej dramy i przykrych niespodzianek pod tytułem „tłum zmasakrował grupę sierot podczas rozdawania chleba”, z niemałą grupą mamek i dzieciaków modliłam się o zbawienie. Całe to wydarzenie dokonało niezwykłych rzeczy, dzieciaki, które zawsze były z rezerwą, nieufne od tego dnia począwszy, przytulają się i są chętne do zabawy. Dla naszych czempionów była to świetna okazja by uczyć się dawać. To było bardzo mocne, widzieć jak sieroty błogosławią tych którzy są w potrzebie. To był piękny dzień.
W nowy rok na dwa tygodnie przyleciał Isaac wraz z Henrym. Serena wróciła do pracy i nie była w stanie przybyć tym razem. Ekstra było widzieć ich ponownie, powspominać „stare czasy”, podzielić się wrażeniami z powrotów do domu. W międzyczasie przybyli nowi dyrektorzy, 6 osobowa rodzina. Amerykanie pochodzenia hiszpańskiego – bardzo przyjaźni, głośni, zabawni, muzyczni, uprzejmi, dobrze nam się współpracuje razem, co jest przecież tak bardzo ważne.
W pierwszym tygodniu stycznia dzieciaki wróciły do szkoły co spowodowało małe zmiany w codziennej rutynie. W nowym roku doszły do nas również dwie paczki z przyborami szkolnymi i słodyczami wysłane przez Piotra Syskę i jego uczniów z Gostynina. Bardzo wam dziękujemy za każdy dar który wysłaliście. Po raz pierwszy w życiu te dzieciaki mają piórniki i pełny zestaw przyborów szkolnych ;)
Za godzinę wyruszam w dalszą podróż w nieznane. Dlatego muszę kończyć, i chociaż mam lekki niedosyt dzielenia się z wami wrażeniami to jednak wiem że jak za chwilę nie udostępnię tego posta to nie wiem kiedy to zrobię.
Życzę wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku!!!